A dokładniej przed 2 w nocy.. tak by pojechac po Pawla i wyruszyc na trase, ktora zaczynala sie na autostradzie a4. Przez Polske przejechalismy bardzo szybko a wymieniony w tytule świt zastał nas dopiero w Czechach.
Life is a Highway, I wanna ride it all night long (Zycie to autostrada, bede nia jechac cala noc ;) w wolnym tlumaczeniu;d piosenki Tom Cochran'a http://www.youtube.com/watch?v=QM88kxxMlhQ&feature=related)
Tak tez zrobilismy, oczywiscie po zakupieniu czeskiej winietki bez obaw ruszylismy na ich szybkie drogi. Czechy sa bardzo ladne i w maju bardzo zielone, jednak ich drogi z podkladami z plyt gwarantuja dodatkowe atrakcje w postaci ciaglego dyg dyg dyg dyg dyg dyg.
Niemniej do granicy z Austrią przejechalismy bez problemu a ta przywitala nas uroczą drogą, gdzie pas ruchu jest szerokosci dwoch naszych pasow. Droga wila sie przez winnice oraz bardzo malownicze austriackie miasteczka. Pierwsze wrazenie bylo bardzo pozytywne. Ja pelniac role GPSa bylam bardzo zadowolona ze trasa idze nam tak gladko.. az do Wiednia.. ten oto zaskoczyl nas masa drog przelotowych w ktorych mozna wybierac i wybierac:) Wybralismy jednak zla trasie i zobczylismy z super optymalnej sciezki wyznaczonej przez google maps:) Po krotkiej naradzie z Marcinem i wyborem trasy na azymut udalo nam sie wbic na dobra drogę i ruszylismy w stronę Salzburga. Trasa ta wspinala sie juz powoli do gory odslaniajac przy okazji pierwsze widoczki na Alpy. Pierwsza duża góra, ktora zobaczylismy wywolala wielkie "ach", ktore trwalo mniej wiecej do czasu kiedy stanelismy w ponad kilometrowym korku.

Oczywiscie jako pozytywna ekipa nie zrazilismy sie ta perspektywa, poniewaz Marcin jako kierowca odpoczal sobie troche a pozniejszy objazd korku poprzez rozne Austryjackie miasteczka zapewnil nam dodatkowych wrazen widokowych i kulturowych.
Po objezdzie korku trasa szla juz prosto do celu, zaczely wylaniac sie kolejne gory, a na co niektorych pojawial sie śnieg na szczytach.
Od Innsbrucku wiekszosc gor mogla sie poszczycic potezna sniegowa czapa.. a pare kilometrow za Innsbruckiem zobaczylismy pierwszy caly z lodu szczyt- nazywany tez czasem lodowcem:)

W miedzyczasie dostalismy sms od organizatorow, ze popsul im sie samochod i musimy sie sami zameldowac- jednak nie zmienilo to naszych humorow.Od Innsbrucku do celu zostalo ok 200 kilometrów - czyli ok 1/5 trasy - co to dla nas:)
W krótkiej przerwie na tzw Rastplatz probowalismy sfotografowac kolejke gorska, jednak nie udalo sie.. zostalo zdjecie samego mostku po ktorym jedzie.

Po przejechaniu paru dlugich tuneli dotarlismy do zjazdu w naszą dolinke - to juz tylko 30 km do wioski, w ktorej mielismy mieszkac. Droga przez dolinke piela sie stromymi zakretami do gory, odslaniajac coraz to wieksze szczyty. Po obydwu stronach dolinki pietrzyly sie masywy skal z ktorych od czasu do czasu splywaly strumienie tworzac bajeczne wodospady.
Po drodze spotkalismy tez kilka lawin, ktore zeszly z gor jeszcze jakis czas przed naszym przyjazdem, niektore doszly nawet kilka metrow od drogi.
Mijajac kolejne wioski zblizalismy coraz blizej lodowca, wylanial sie przed nami ukazujac coraz wiecej swojej bialosci;) W dolinie jest bardzo duzo wiosek i w kazdej z nich jest ok 15-20 domow a kazdy z nich to pensjonat prowadzony przez austryjackie rodzinki. W wiekszych wioskach sa tez hotele restauracje, knajpki i sklepy:)

W naszej wiosce, do ktorej dotarlismy z niedowierzaniem, ze istnieje poniewaz byla ona juz prawie pod lodowcem na samym koncu trasy jest takze sklep INTERSPORTU oraz wypozyczalnia nart i desek. Nasz pensjonat byl na samym koncu wioski. Przywitala nas austryjaczka, ktora mowila tylko po niemiecku:) Wiec moja "znajomosc" jezyka sie przydala. Pani zanim dala nam klucz wytlumaczyla nam polowe zasad i regul panujacych u nich w pensjonacie wraz z rygorystczynym wydawaniem 2 bulek na sniadanie i tym podobnych (to samo uslyszelismy jeszcze raz po polsku podczas spotkania organizacyjnego z Paniami pilotkami, kotre dotarly o 19 do domku). Na zakonczenie powitania Pani domu poczestowala nas baniaczkiem sznapsa, ktory po meczacych 12 godzinach jazdy, bylo ciezko wypic ale jakos sporstalismy zadaniu. Pokoj, ktory dostalismy byl bardzo przytulny, mial balkon i przepiekny widok na lodowiec oraz pobliskie góry.


Tego dnia poszlismy wczesnie spac, aby rano miec sily i wstac na pierwszego ski-busa(8.13), ktory dowozil ludzi z calej dolinki pod kolejke.
Jazda Jazda :)
Wstalismy po 8..... sniadanie i pakowanie na stok zajelo nam ponad pol godziny, wiec wyszlismy na skibusa o 9.13. Podczas sniadania zgadalismy sie z Lukaszem i Olkiem, wiec na stok wyruszalismy 5 osobowa ekipą. Pierwszy skibus, ktory jechal nawet nie zatrzymal sie na przystanku, na ktorym stalo juz ok 50 ludzi... nastepny przyjal laskawie ok polowe z oczekujacych... Kierowca obiecal ze wroci po nas i po 10 minutach faktycznie przyjechal i zabral nas na gore. tutaj czekala nas kolejna kolejka.. do kolejki a dokladniej pociagu, ktory wywozi ludzi ok kilometra do gory(oczywiscie mowa o roznicy wysokosci). Co by nie mowic... warto bylo czekac.. Widoki, ktore ukazaly nam sie po wyjsciu z budynku kolejki byly cudowne.


Po zachwycie pieknym krajobrazem nasze zjazdowe dusze dostrzelgy pieknie przygotowane trasy oraz smigajace w gore i dol wyciagi.

Zanim wyruszylismy na trasy, musielismy troche zredukowac ilosc ubran..poniewaz temperatura panujaca na stoku. okazala sie bardzo wysoka, szczegolnie czula sie ja po wyjsciu na snieg. Gdzie promienie sloneczne atakowaly z wszystkich stron takze jako odbite od sniegu promieniowanie. Co ciekawe po pierwszym zjezdzie mielismy wieksze pragnienie niz po calej jezdzie samochodem. Termosik z herbatka bardzo szybko zaczal swiecic pustkami. Na szczescie na stoku byl spory bar gdzie mozna bylo kupic rozne smakolyki oraz napoje. My po paru zjazdach kupilismy sobie wode za 30 e centow i pilismy ja niczym ambrozje.
Na pierwszy zjazd wybralismy najwyzszy szczyt, na ktory dojezdza sie cztero wagonikowa gondolka - Panorama. Gondolki te wynosza narciarzy i snowboardzistow na wysokosc 3400 metrow:) Bedac na gorze czuje sie spadek cisnienia ale to nic w porownaniu z przepiekna panorma ze szczytu.


Trasy na stoku byly bardzo fajnie przygotowane i dobrze oznaczone. Ponadto poza trasami bylo duzo miejsc dla lubiacych jezdzic w puchu.. a chetnych do takiej rozrywki bylo sporo:)

Na tej fotce w tle po prawej widac spory kawalek czystego lodowca;)

My wolelismy jezdzic po trasach a szczegolnie upodobalismy sobie snow-park z hopkami, ktorych nie zamierzalismy omijac:)


Oczywiscie oprocz skakania takze troche zjezdzalismy;



Miedzy zjazdami czasem robilismy sobie przerwy



Drugiego dnia pobytu spotkalismy sie z reszta grupy w knajpie baba-jaga.


Bylo bardzo fajnie i posiedzielismy tam dosyc dlugo, jednak z silnym zamiarem porannej pobudki aby dotrzec wczesnie na stok.
Nastepnego dnia wstalismy o .... 7.30 i o 8 13 czekalismy juz na ski-busa:)
Jazde zaczynamy od pojedynczej gondolki...


I wbijamy na snow-park :)
Po calodziennej jezdzie fajnie zrobic sobie chwile przerwy.. nie tylko w barze na dole ....

ale takze przerwe od jazdy:)) Przewaznie w domku bylismy o 17 i to dosyc zmeczeni, jednak znalezlismy troche czasu na spacerek po przepieknej okolicy.








Wszystko co dobre kiedys sie konczy::) Nasz wyjazd takze.. w sobote rano wyruszylismy w droge powrotna:) Po drodze odwiedzlismy Salzburg.



Po wyjezdzie z Salzburga pojechalismy juz prosto do Polski:) Nauczeni doswiadczeniem we Wiedniu wnikliwiej sprawdzalismy trase i przejechalismy bardzo ladnie na trase do Brna. Jeszcze pare tuneli ..

i ok 23 bylismy w Krakowie.
Wnioski ;d;d
Z niezapomnianymi wspomnieniamy oraz cala masa zdjec i filmikow powoli zaczelismy przyzwyczajac sie do braku gor w krajobrazie oraz wysokiego cisnienia;)
W jedna strone z Krakowa do Plangeross przejechalismy ok 1100 kilometrów.
Dokladne polozenie miejsca gdzie bylismy: http://maps.google.pl/maps?f=q&hl=pl&geocode=&q=plangeross&sll=49.968458,20.430328&sspn=0.096943,0.318604&ie=UTF8&ll=46.987279,10.868289&spn=0.006426,0.019913&t=h&z=16
.
Zdjecia umiesczone w tej relacji zostaly wybrane bardzo pobieznie i sa niewielkim wycinkiem wszystkich fotek, ktore mamy:) Pozatym nie widzialy one photoshopa ani corela, wiec sa bardzo surowe:) Pozostale zdjecia i filmiki umieszcze w oddzielnej galerii picassy:)
Galeria Marcina: http://picasaweb.google.com/ski.rulez/PitztalerGletscher


1 komentarz:
Prześlij komentarz